Forum - oglne
Powrót do wątków

Karczma na skraju Tajgi (RP)
  1. W wątku RP piszemy w trzeciej osobie, wyłącznie o czynach swojej postaci, zgodnie z jej aktualną profesją, bądź bezosobowo.
  2. Jeśli wplatamy w fabułę wypowiedzi inną postać, to: albo tworzymy jej fikcyjne imię, lub nazywamy bezosobowo, tak by nie wskazywać imiennie odgrywanej przez inną osobę postaci i dać graczowi szansę na przyjęcie, lub też odrzucenie roli.

Zarządza: Kevilter W głębokich ostępach, za bagiennymi topielami , owinięta ciepłymi oparami - stała karczma pochylona.
Bez nijakiej sztuki budowlanej postawiona, ale podparta mocno ze wszech stron balami , dawała schronienie zabłąkanym wędrowcom.
Ludowi prawosławnemu służyła, ale i zacnych rycerzy z krain zamorskich, podróżujących po dzikich ostępach zawsze ugościła.
Bardom i wieszczom, przychylna była ii szczodrze gościła takowych pod strzechą.
Zawszeć w kominku napalone było i czeladź dyskretnie gościom usługiwała.
Tu każdy zabłąkany wędrowiec mógł rzec , co mu na sercu leży i w duszy gra .......................
Jak głosi nazwa "AZYL STRAPIONYCH" miejscem jest gdzie strudzona dusza wywczasu zaznać może.
[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19]
Autor: Krzyżtopór 2019-09-09 17:56:16111542
Wpadł na chwilę do karczmy, przy szynkwasie szybko wypił piwo bo czarni do miasta często zaglądają i porządku pilnować trzeba. Wychodzą jakieś nowe pismo zobaczył. Popatrzył na podpis - a to ten wychuchany braciszek hetmana- mruknął. Poczytał - fakt - pomyślał - nie tylko prawosławni są wśród kozaków, jest tez dużo katolików, trafiają sie tez innowiercy. Ale żeby zaraz głosić górnolotne słowa o przestrzeganiu zasad religijnych? Dyć Pan nakazuje miłować wszystkich, nawet nieprzyjaciół . Ale temu paniczykowi z morskiej piany chyba nie oto chodziło. Czyżby katolicy uważali że powołaniem chrześcijan jest rżnąc i mordować? Zamyślił sie głęboko nad natura ludzką........
Autor: Papieszyca XIX 2020-03-26 10:04:32115099
Nikt nie wiedział, kim jest wędrowiec. W karczmie pojawił się zupełnie przypadkiem, zupełnie przez nikogo nie znany. Kim on był? Wyglądał na mnicha, który złożył śluby milczenia - nie odzywał się. Milczał, jakby język mu wyrwano. A może wyrwano? Może był torturowany? A może mówi innym językiem? A może... Wędrowiec wiedział, że może bywa szerokie i głębokie, ale nie reagował na zaczepki. Pozdrawiał tylko przybyłych do karczmy skinięciem głowy lub gestem dłoni.
Jego wygląd także intrygował tutejszych - nic a nic nie było go widać. Kaptur na głowie, a nawet na twarzy, zasłonięte usta, tylko oczy się nieprzeciętnie błyszczały w lekkim mroku zakapturzenia. Nie pił, nie jadł. Goście w karczmie po pewnym czasie przestali zwracać uwagę na jego dziwną obecność, usta zanurzali to w strawie, to w winie, to w miodzie. Sprawy codzienności wróciły na swoje tory. Ulubione tory wina i miodu.
Wędrowiec wodził wzrokiem po osobach, które przesuwały się po karczmie, niczym pionki na polach szachowych. Analizował ich ruchy. Myślał.
Aż w zasięgu jego wzroku pojawiła się nietuzinkowa białogłowa. Iście ciekawa i intrygująca. Niewiele się zastanawiając wstał i usiadł na przeciw niej. Nie odezwał się ani słowem. Nie zdradzał się kim jest, czego szuka. Siedział i patrzył. Przyglądał się.
I sprawiało mu to niewątpliwą przyjemność.
Czy niewiasta coś odkryje? Czy się domyśli? Oby nie.
Chyba, że jest wiedźmą. One zbyt wiele wiedzą...
Autor: Rokara Czarna 2020-06-15 00:29:46116701
Młoda, wysoka dziewczyna stanęła w progu karczmy. Ciemne, kasztanowe, długie rozpuszczone włosy i kilka cienkich warkoczyków starannie splecionych, tak aby włosy nie plątały się w strzały, które spoczywały w kołczanie przewieszonym przez plecy. Kilka par oczu odwróciło się w jej stronę. Dziewczyna zamówiła kolację, chociaż nie była pewna czy zdoła przełknąć coś do jedzenia. Zamówiła wódkę. Karczmarz nie obijał się i w niecałą modlitwę przed jej nosem na półmisku pachniało już jedzenie, którego nigdy wcześniej nie widziała. W pierwszej kolejności sięgnęła po trunek. Przechyliła naczynie i poczuła pieczenie i gorąc jaki zaczął rozchodzić się w środku, niczym żywy ogień.
"Babka się pewnie w kurhanie przewraca" - pomyślała dziewczyna nalewając sobie kolejny kubek palącego napoju.
Znała to miejsce z jej opowieści, opowieści o cudownych ludziach, przygodach, które ją tu spotkały, ale nigdy nie przypuszczała, że odwiedzi tą karczmę w takich okolicznościach.
Opuściła las... na zawsze... Jeszcze żadna wojowniczka z jej rodu nie odeszła z Osady. Odeszła, czy została zmuszona do odejścia? Zamyśliła się z kubkiem w ręku. Minęło już dobrych parę lat od czasu gdy to jej babka nosiła Diadem Hipolity. Rokara wiedziała, że jeśli babka wciąż by żyła sprawy potoczyłyby się inaczej. Tęskniła za nią, myślała o niej każdego dnia. Wszystkie starsze Siostry ciągle powtarzały, że wygląda i zachowuje się jak jej babka za młodych lat. Były nierozłączne. A teraz? "A teraz jej już nie ma, a ja wybrałam miłość i wylądowałam w jakiejś norze na końcu świata" i znowu przechyliła kubek, a ogień rozpalał jej wnętrze, chociaż serce już dawno płonęło z rozpaczy i miłości jednocześnie.
Autor: Drusilia 2021-05-11 17:42:00123237
Tajga otulała dziś wszystkie znajdujące się w jej obrębie istoty spokojem i trudną do wytłumaczenia opieką.
A może tylko tak się zdawało stawiającej nad jeziorem ciężkie kroki starszej kobiecie. Chciała, żeby tak było.
Przecież Wszechświat dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Nawet teraz, gdy przywdziała czarny strój, tak niepasujący do jej zwykłego nastroju, nie śmiała mieć do Niego pretensji.
Długo stała na brzegu, odrętwiała wewnętrznie, nie czuła, że marzną jej muskane małymi falami bose stopy.
Cisza pięknie współgrała z jej nastrojem. Choć jeszcze przed chwilą z wściekłością rozrzucała wokół siebie wszystko, co wpadło jej w ręce. „Tylu jest prawdziwie dobrych ludzi na świecie! Dlaczego musiał trafić na tak pomylonych?!” wrzeszczała wtedy starając się wyplątać z uścisku kochanego męża.
Cisza. A przecież nie chciała być cicho. Chciała, żeby jej drogi syn usłyszał ją nawet w zaświatach.
Zaśpiewała.

https://youtu.be/k2Xfx8-d16E
Autor: Dietrich Diemar 2021-05-11 17:59:23123237
Lodowaty wiatr i zaciągajacy z nad Oziera mróz skutecznie spowalniał ruchy rumaka wolno przedierającego sie przez leśne lodowate ostępy tajgi.
Para z jego nozdrzy wydawała sie juz ostatnim tchnieniem a siedzący nań rycerz z nadzieją wypatrywał na znanym sobie szlaku znajomych zarysów karczmy.
Mróz coraz bardziej doskwierał skrzypiąc pod kopytami rumaka a złosliwy wicher wdzierał się pod zbroję i paraliżował ciało i umysł jednocześnie.
Ruski woj przywykły do tych warunków podążał dawnym szlakiem uparcie poszukując w zamieci drogi do owej sławnej karczmy na skraju......
Autor: Kropla Rosy 2022-06-01 00:28:51130904
Z daleka widziała światła Karczmy, pomimo spowijających ją oparów.
Dawno tu nie była, ale pamiętała każdy kąt, izby czy stajnie.
Była zmęczona długim marszem i marzyła, by przysiąść na ławie przy kominku, zjeść pieczyste, popić je winem.
Wreszcie dotarła. Otworzyła drzwi i od razu uderzyło ją to, że nic tu się w zasadzie nie zmieniło.
Było tak, jak zapamiętała. Ludzi tylko brakowało.
Mimo to, na swoim miejscu, za kontuarem, siedział stary karczmarz. Uśmiechnął się na jej widok, znać, ze poznał ją.
Kropla siadła na swoim ulubionym miejscu, w zacienionym kącie, skąd miała ogląd na całe pomieszczenie, sama będąc niewiele widoczną.
Karczmarz podszedł do niej dość prędko, choć utykał.
-Witaj Pani, dawno Cię u nas nie było. Co sprowadza Cię do tej lichej karczmy? Co podać?
-Wina. Wina mi daj, proszę, zimnego, bom utrudzona podróżą.- Kropla oblizała usta na myśl o przednim winku,
jakie zawsze w tym przybytku było. - A powiedz, zagląda tu jeszcze ktoś? Czy, mimo wszystko, nadal czekasz?
Karczmarz zasmucił się.
-Nie, dawno nikt tu nie zaglądał, ale mimo wszystko, zawsze mam świeże jadło i przednie trunki. - mówiąc to udał się do kuchni, by wszystko przygotować.
Wieszczka oparła się wygodnie o stół, schowała głowę w ramiona i nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.
Autor: Kropla Rosy 2022-08-03 00:04:30132155
I tak spała dłuuuugo, dopiero przybył Bielik i ją zbudził pocałunkiem.
Otworzyła oczy, rozejrzała się, ale chyba to był tylko sen.
Karczmarz stał za kontuarem i ustawiał flaszki z orgrodzianką, ogień w kominku trzaskał wesoło.
I niezmiennie w karczmie panowała cisza, spokój i pustka.
Autor: Kropla Rosy 2023-12-01 18:57:00141707
Północny, zimny wiatr wdzierał się pod każdą część ubioru i dotykał lodowatym jęzorem każdą część jej ciała. Żaden kożuch ani futro nie były w stanie stawić oporu temu bezwzględnemu żywiołowi.
Jak okiem sięgnąć, wszędzie dostrzec można było tylko śnieg i lód. Nawet pojedyncze świerki przybrały białą barwę, jakby chciały pozostać niezauważalne dla tego potwora.
Naciągnęła mocniej na twarz futrzany kołnierz i zsiadła z konia. Jej wierny ogier Grom również zmagał się z niewidzialnym przeciwnikiem.
Poprawiła grubą derę na jego grzbiecie, mocniej zapinając pas pod jego brzuchem.
- Jeszcze troszkę, mój Przyjacielu, damy radę – powtarzała mu przytulając głowę do jego pyska.
Mocno trzymała go za uzdę na wypadek, gdyby coś go spłoszyło, choć do bojaźliwych ogier ów nie należał.
Mrużyła oczy, próbując dostrzec na horyzoncie ścianę drzew tajgi, jednak na próżno – zawieja ograniczała widoczność bezlitośnie.
Pocieszała się, że jeszcze tylko ze dwie staje i dotrze do celu tego etapu podróży, o ile wcześniej nie zamarzną z Gromem na Lodowcu.
Tylko i aż, ponieważ każdy krok był bolesny dla obojga. Po jakimś czasie, który Kropli wydawał się eonem, na styku nieba i ziemi zaczęło majaczyć coś, co nie pasowało do idealnej bieli.
Serce zabiło mocniej, krew w jej ciele zdała się przyspieszyć. Niemal nie wierzyła, że zza horyzontu zaczęły wynurzać się drzewa. Tak, to musiała być tajga.
- Mówiłam, Gromie, mówiłam, że damy radę – przyspieszyła, zmuszając konia do tego samego – Jeszcze kawałeczek i dotrzemy do Karczmy,
staniesz w ciepłej stajni, dostaniesz świeżą paszę, a ja ciepłą strawę. Jeszcze trochę, spójrz – wskazała ręką ciemny zarys.
Po pewnym czasie ujrzała też światła Karczmy, które wesoło migotały z daleka, nie zważając na wirujące szaleńczo płatki śniegu.
Była już późna noc, gdy dotarła na miejsce. Jako że bywała kiedyś tu częściej, bez wahania zaprowadziła Groma do stajni, gdzie stała wesoło parskająca klaczka Karczmarza.
Zdjęła grubą derkę, a słomą wytarła grzbiet, boki i brzuch konia. Do żłobu nasypała obiecanej świeżej paszy, przysunęła wiadro z wodą i poklepała swego ogiera.
- Dzielny jesteś i wytrwały, dziękuję, że wytrzymałeś tę podróż. Masz towarzystwo, nudzić się nie będziesz,
a ja pójdę ogrzać się przy kominku, a i coś gorącego zdało by się zjeść, popijając grzańcem – mówiąc to wyszła.
Wieszczka pchnęła ciężkie drzwi Karczmy w nadziei na towarzystwo, jednak nic tu nie uległo zmianie.
Podróżnych nie było, panowała cisza, ale i miłe, wszechogarniajace ciepło i spokój, czego tak bardzo było jej teraz potrzeba.
Stary Karczmarz przysypiał oparty o kontuar, jednak na jej widok uśmiechnął się i powoli wygrzebał się zza lady, człapiąc do gościa.
- Widzę, że tu nadal pustki. Odwiedza ktoś w ogóle ten przybytek?
- A gdzie tam, Pani. Każdy mnie omija. A czy to ja kogoś otruł czy łba pozbawił? Spokojny ze mnie karczmarz, a i jadło chyba dobre u mnie.
I trunki przednie. Mój syn je zwozi z krain świata całego, a i tak prawie nikt tu nie zagląda. Ale strawa zawsze świeża na podróżnych czeka – zasępił się staruszek.
Spojrzał jednak na Kroplę i od razu uśmiech wrócił na jego twarz. - Ale na Ciebie, Pani, zawsze można liczyć, Ty nigdy nie omijasz tego starca, choć nie dzieje się to często, ale jednak częściej niźli inni.
- Tedy podaj mi Twoje doskonałe pieczyste, a trunek sam mi wybierz, byle mnie rozgrzał po lodowcowej podróży – uśmiechnęła się wieszczka – a ja popatrzę w ogień, może wyczytam z niego jakąś przyszłość.
[1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19]

Powrót do wątków


Aby wypowiedzieć się na forum musisz być zalogowany
Możesz zrobić to TUTAJ oraz mieć poziom wyższy niż paź

0